Green The Hotels

 

Możliwości, rozwiązania i porady

 


 * hotels and the environment
 *
greening the hotels
 *
eco-certificates & labels
 * publikacje
 *
case studies
 *
ongoing projects
 *
about me
 *
moje podróże/my travels
 *
links
 * kontakt
 * po polsku

 

 * start page







 
   

Rejs na zlot żaglowców Delf Sail w Holandii (24.06.1998 - 4.07.1998)

Dnia 24 czerwca 1998 rozpoczęła się morska przygoda uczestników kursów Uniwersytetu Bałtyckiego. Pomysł takiej wyprawy powstał już dawno temu, ale dopiero teraz udało się go zrealizować dzięki pracy pani Marii Winkler i dofinansowaniu przez Królewski Instytut Szwedzki. Rejs obejmował część roboczą, gdyż stanowiliśmy załogę STS "Pogoria", oraz naukową, w ramach której odbywały się wykłady i dyskusje na różne tematy związane z regionem Morza Bałtyckiego, prowadzone przez studentów i wykładowców Uniwersytetu Bałtyckiego. Oto niektóre z tematów: "Miłosz the meeting place of cultures", "Sustainability in Baltic countries", "Marine biology", "What can students do to improve the co-operation in our region?"

Tak więc 24 czerwca prawie 40 całkowitych żółtodziobów i braci już pływającej stawia swoje stopy na pokładzie "Pogorii" cumującej obok ORP "Błyskawica" przy Skwerze Kościuszki w Gdyni. Po ustaleniu ostatecznej listy załogi witają nas kapitan Jerzy Rakowicz-Raczyński oraz Lars Ryden, dyrektor Uniwersytetu Bałtyckiego.

Jako że dość dużą część załogi stanowią stuprocentowe szczury lądowe, dostajemy dobę na zapoznanie się z żaglowcem na tyle, aby nie zatopić JEJ przy pierwszej lepszej okazji. Trudna rola oświecenia naszej gromadki przypada bosmanowi Misiowi, i należy przyznać, iż zabiera się do tej niewdzięcznej pracy z sercem i zapałem. Nazywa wszystkie linki (co za szczęście, że są one różnokolorowe, w przyszłości okaże się bowiem, że dopiero komenda "Trzecią niebieską po prawej ciągnij!" będzie odnosić sukces) i żagle, przegania po rejach i każe wciągać i składać żagle. Panuje zamieszanie, ale w końcu coś tam udaje nam się zrobić.

Jak już wspomniałam, pierwsza doba stanowi dla nas okazję przyzwyczajenia się do statku, poznania siebie nawzajem i oswojenia z myślą o rejsie. Z czasem napięcie rośnie i w czwartek po południu emocje sięgają zenitu. Wreszcie cierpliwość zostaje nagrodzona: wypływamy!!!

W momencie opuszczenia portu w Gdyni nasza Wielka Wyprawa zostaje uznana za rozpoczętą.

Pierwszy cel podróży to Bornholm. W czasie wacht i pomiędzy nimi, aby ktoś z nas przez przypadek się za bardzo nie nudził, bosman wynajduje najróżniejsze prace, w stylu polerowania wszystkich mosiężnych części na pokładzie, szorowania samego pokładu etc. Wieczorem drugiego dnia rejsu, a trzeciego na pokładzie "Pogorii", zawijamy do portu Ronne na Bornholmie. Nasze pojawienie się wywołuje małą sensację i manewrom przypatruje się grupka obserwatorów, łącznie z naszymi rodakami. Po kolacji wszyscy - oprócz wachty pełniącej dyżur przy trapie - korzystają z możliwości zwiedzenia duńskiego miasteczka. Podziwiamy architekturę - domki jak dla lalek i do tego z małej cegły - spokój i senność tu panujące.

Następny cel naszej wyprawy to Kopenhaga. W miarę zbliżania się do stolicy Danii bardzo piękna dotąd pogoda płata nam coraz mniej przyjemne figle, zmuszając do porzucenia słodkiego nieróbstwa i wzięcia się do roboty przy brasowaniu a potem klarowaniu żagli. Nocny pokłon Małej Syrence oddajemy w deszczu i przy blasku błyskawic. Cumujemy właściwie w samym centrum Kopenhagi, przy nabrzeżu Amalienborg, tuż obok "Rose Marie" królewskiego jachtu. Następny dzień zostaje przeznaczony na zwiedzanie miasta. W poniedziałek z żalem żegnamy Małą Syrenkę i wyruszamy w dalszą podróż w kierunku Morza Północnego. Mijamy Helsingor, zamek, w którym Shakespeare umieścił akcję "Hamleta". W cieśninie Skagerrak, korzystając z przychylnych wiatrów, słońca i pełnego ożaglowania, postanawiamy porobić zdjęcia "Pogorii" w całej okazałości. Co prawda nie obywa się bez małego wypadku w postaci kąpieli pontonu wraz z zawartością, ale ostatecznie wszystko dobrze się kończy.

Żeglowanie idzie nam coraz lepiej, zygzak nie jest jedynym obowiązującym torem ruchu. Niestety, olinowanie nadal sprawia nam trudności i nierzadko dopiero komenda w stylu: "Tę żółtą miłą w dotyku luzuj!" odnosi sukces. Podczas wacht szlifujemy nie tylko pokład i mosiądze, ale także wiedzę z dziedziny nawigacji i sterowania. Początkowo ulubionym miejscem spędzania wachty nawigacyjnej, zwłaszcza podczas chłodniejszej pogody, była kabina nawigacyjna, teraz - szczególnie przy dobrej pogodzie - bukszpryt przeżywa prawdziwe oblężenia. Bywa, że cała wachta chce być "na oku".

Jak do tej pory, Neptun był nam łaskawy, lecz chyba go czymś obraziliśmy (może zbytnią śmiałością lub beztroską i brakiem należytego szacunku dla wody, ale to naprawdę nieświadomie i niechcący), gdyż właśnie pokazuje nam swoją potęgę fundując fale doprowadzające do 20-stopniowych przechyłów. Załoga ma pewne problemy z równym chodzeniem, co chyba najwyraźniej uwidacznia się w kambuzie.

Płyniemy do ostatniego portu na tym etapie rejsu, do Delf w Holandii, aby wziąć udział w operacji Delf Sail '98. Na miejscu mają być największe żaglowce świata, m.in. "Siedow", "Kruzensztern", "Sagros" a także "Dar Młodzieży" i siostrzyczki "Pogorii": "Iskra" oraz "Kaliakra". Do portu mamy wpłynąć jako trzeci żaglowiec w paradzie.

Z jednej strony wydaje się, że nasza przygoda z "Pogorią" zaczęła się dopiero wczoraj, właśnie zaczęliśmy traktować JĄ jak dom, z drugiej strony czujemy się, jak byśmy byli na pokładzie od wieków. Jedno jest pewne, czas opuszczenia łajby zbliża się nieuchronnie i wcale nas to nie cieszy, chciałoby się zostać jeszcze chociaż troszeczkę dłużej. Miejmy nadzieję, że chociaż kilkoro z nas tu wróci, albo chociaż zainteresuje się żeglarstwem "na poważnie", gdyż daje ono niezapomniane przeżycia i jest "wieczną przygodą".

Paulina Bohdanowicz
Studentka Wydziału Chemicznego

Artykuł ukazał się w Piśmie Politechniki Gdańskiej Nr 8/1998

 
 
  site is best viewed in internet explorer 5+, 1024*768+ and at least 16 bit color.

© 2004, page last updated on 2006-01-22, contact me